Swojego dermatologa darzę ogromnym zaufaniem, ponieważ już dwukrotnie wyleczył mnie z trądziku. Kupę lat do tyłu z trądziku młodzieńczego i teraz niedawno kiedy już jestem starą, dwudziestopięcioletnią krową. ;) Dlatego, gdy polecił mi zakup Sebionexu Trio to byłam bardzo entuzjastycznie nastawiona do tego kremu.
Dzisiejszy post kieruję przede wszystkim do dziewczyn, które zmagają się z trądzikiem i nie mają już nadziei na to, że cokolwiek im pomoże. Wiem jaki to ból, ponieważ wylałam wiele łez, gdy wstawałam rano z łóżka, a moja twarz z dnia na dzień była pokryta coraz większą ilością pryszczy. Wiem jak bardzo obniża to samopoczucie i samoocenę.
Jestem ostrożna wobec leków i lekarzy, do niewielu mam zaufanie. Wierzę, że ludzki umysł ma ogromny potencjał jeżeli chodzi o samouzdrawianie ciała. Jesteśmy jednak ograniczeni przez pewne, nazwijmy to stereotypy... Do lekarzy chodzę jeżeli jest już to konieczne i kiedy nie znajduję dla siebie innego rozwiązania.
Osoby, które są ze mną na blogu od dłuższego czasu, wiedzą, że zmagam się z wypryskami na brodzie. Próbowałam już tylu sposobów na poradzenie sobie z tym problemem, że nawet nie chce mi się ich wszystkich wymieniać, ponieważ wszystkie były/są właściwie nieskuteczne lub działają tylko chwilowo. Począwszy od antybiotyków od dermatologa po zioła, kosmetyki, maski z glinkami i inne cuda.