W tym miesiącu jestem w miarę zadowolona ze stanu swoich włosów. Zauważyłam, że ostatnio szybko rosną, i mam sporo baby hairs. Nie wiem tylko czy to zasługa łykania tranu czy wcierki, którą regularnie aplikuję. :) Może obie rzeczy mają na to wpływ...
Moje włosy styczeń 2016
Szampony:
Używam dwóch super szamponów, z których jestem niesamowicie zadowolona. Lemon Sage Paul Mitchell, który stosuję tylko raz w tygodniu do porządnego oczyszczenia. Zawiera zarówno SLS jak SLES, a pomimo to nie wysusza ani skóry głowy ani włosów.
Do częstego mycia służy mi Fitokosmetik Drożdże Piwne pełen nie tylko przyjaznych substancji myjących, ale i wielu ekstraktów roślinnych. Daje efekt gładkich i dobrze oczyszczonych włosów, a to wszystko za śmieszne 16 zł za 450 ml butlę. :)
Maski i odżywki:
Mój ulubieniec w tym miesiącu to odżywka Lemon Sage Paul Mitchell, która mega wygładza i prostuje włosy. O wiele gorsza w porównaniu z poprzednikiem Tea Tree Special z tej samej firmy, która co prawda daje dobry połysk i generalnie ładny wygląd fryzury, ale nie powala na kolana. :)
Lubię maski Ziaji i postanowiłam przetestować wszystkie po kolei. Tym razem dało na Intensywną odbudowę z ceramidami. Hmm... Powiem tak, całkiem przyzwoita maska, ale czegoś jej brakuje. O wiele lepsza była dla mnie np. Ziaja Kozie Mleko.
Używałam także Domowego Balsamu od babuszki Agafii, który ma bardzo naturalny skład, przez co jest trochę za słaby, solo sprawdza się średnio, za to do olejowania doskonale.
Pielęgnacja skalpu – peeling i wcierka:
Do tej pory robiłam tylko peeling cukrowy na skalp i to niezwykle rzadko, nie częściej niż raz w miesiącu. Gdy odezwała się do mnie marka Paul Mitchell od razu wpadła mi w oko ich maska peelingująca Tea Tree Hair and Scalp Treatment. Kosmetyk zawiera nie tylko drobinki, ale także kwas salicylowy, który wspomaga złuszczanie naskórka. Jest go co prawda bardzo mało, ale lepszy rydz niż nic. ;) Po za tym maska ta daje bardzo mocne uczucie chłodzenia jak po mentolu czy jakiejś maści chłodzącej. „Zimno” czuć jeszcze przez kilka minut po spłukaniu kosmetyku. Ciekawe doświadczenie. :) Po zastosowaniu peelingu włosy są odżywione, błyszczące i ładnie odbite od nasady. Stosuję go raz na dwa tygodnie. Nie wiem na ile ten peeling faktycznie działa i złuszcza naskórek. Żeby to sprawdzić musiałabym zrobić sobie zdjęcia mikroskopowe skóry głowy przed i po użyciu.
Jeżeli jednak oddziałuje na skalp zgodnie z zamierzeniem to i Saponics, który wcieram od 1,5 miesiąca powinien być skuteczniejszy. Ostatnio zauważyłam spory przyrost i wysyp nowych włosów. Myślę, że to między innymi zasługa tej wcierki :)
Pielęgnacja włosów na długości – olej i serum:
Miałam na ten miesiąc plan często olejować włosy, ale robiłam to dosyć rzadko...olejem Olivaloe. W lutym nadrobię zaległości. :)
Do zabezpieczania końcówek używałam mocno silikonowe serum Awapuhi Wild Ginger, którego działaniem jestem zachwycona.
Dodaj komentarz