Nie wiedziałam, że to powiem, ale moje włosy ostatnio dużo urosły i czuję, że są już trochę za długie. Za miesiąc jestem umówiona na strzyżenie i chyba podetnę włosy o jakieś 10 cm, żeby nadać im trochę lekkości na wiosnę oraz nadchodzące lato. :)
Dla porównania wrzucam fotki z lutego i marca. A tymczasem zapraszam do przeglądu kosmetyków jakich używałam w tym czasie.
Moje włosy luty 2018 - wyprostowane prostownicą
Moje włosy marzec 2018 - po całym dniu w warkoczu
Szampony:
Do codziennej, częstej pielęgnacji zarówno w lutym jak i w marcu używałam szamponów Fitokosmetik; najpierw jajeczny, a następnie z keratyną i białą glinką.
Raz w tygodniu do porządnego oczyszczenia stosowałam Pure Wax, a gdy się skończył to w marcu zaczęłam używać rewelacyjny, peelingujący szampon Anwen. Służy mi on jednocześnie jako peeling co jest super oszczędnością czasu! :)
Maski i odżywki:
W lutym używałam nawilżającą, bananową maskę Mila, a w marcu zastąpiła ją regenerująca maska prowansalska Provence, która stała się moim hitem zarówno w pielęgnacji skóry głowy jak i samych włosów.
Stosowałam również dwie maski Ecolab; nawilżająco-odżywczą, którą bardzo lubię oraz laminującą, która nieco mniej przypadła mi do gustu.
Do olejowania, a dokładnie emulgowania oleju służył mi przez całe dwa miesiące balsam na kozim mleku Beauty Farm.
Olejowanie:
Raz w tygodniu olejuję włosy. Mieszam dwa oleje Anwen; do włosów niskoporowatych oraz średniporowatych i nakładam je na żel aloesowy Holika Holika. Jest to dla mnie bardzo skuteczny sposób olejowania, ponieważ aloes jest bardzo dobrym humektantem, a olej rzecz jasna emolientem. Żeby to wyjaśnić odsyłam do tego wpisu: Olejowanie na glicerynę, czyli rola emolientów i humektantów w pielęgnacji włosów
Serum:
Do zabezpieczania kocówek przed ciepłem suszarki i innymi warunkami zewnętrznymi używałam silikonowe serum Biovax Babmus & Olej Avokado.
Wcierka:
Pamiętam, gdy hennowałam jeszcze włosy, to indyjskie zioła zawarte w hennowych mieszankach świetnie wpływały na moją skórę głowy! Zaczęło mi tego brakować. Chciałam kupić jakąś całkowicie dla mnie nową wcierkę, bez olei i alkoholu, ale z zawartością amli i henny. I oprócz starego i sprawdzonego ajurwedysjkiego toniku Orientana, nie znalazłam nic co opowiadałoby moim wymaganiom.
Dlatego po dłuuuuugiej przerwie kupiłam tę właśnie wcierkę. Na plus zmieniło się to, że zamiast zwykłego otwarcia przybrała teraz formę sprayu, cena jest podobna, ale nowy tonik ma o 5 ml mniejszą pojemność. :)
Dodaj komentarz