Szampon Tea Tree Lemon Sage Paul Mitchell – szampon z SLS i SLSes, który dobrze oczyszcza, ale nie przesusza

Jakiś czas temu odezwała się do mnie marka profesjonalnych kosmetyków fryzjerskich Paul Mitchell z propozycją przetestowania kilku produktów. Zgodziłam się z ciekawości, ponieważ nigdy nie słyszałam o tej firmie, a składy niektórych produktów wydały mi się ciekawe. Spodobało mi się ich podejście do tematu, wypytali mnie dokładnie o to jakie mam włosy i o moje preferencje. Dzięki temu było większe prawdopodobieństwo, że dostanę coś co się u mnie sprawdzi.
Zaznaczam, że współpraca nie ma wpływu na moją recenzję. 

Opinia Kokoszki:

Na samym początku w ogóle nie chciałam, żeby przesyłali mi jakikolwiek szampon, ponieważ wszystkie jakie mają są oparte na mocnych detergentach. SLSów/SLESów używam tylko raz w tygodniu, więc szampon uznałam za zbędny prezent. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jednak spróbuję, bo kończył mi się oczyszczający szampon. Miałam trochę obaw, gdyż Tea Tree Lemon Sage ma zarówno SLS jak i SLES, a do tego siarczan sodu i jeszcze dwie substancje myjące. Strasznie tego dużo...
Pomimo tak bogatego w detergenty składu szampon sprawdza się znakomicie! Bardzo dobrze oczyszcza, włosy aż „skrzypią” tak jak np. po Barwach, ale jednocześnie zupełnie się nie plączą i nie są takie „zdarte z całej warstwy ochronnej”. :)
Szampon działa tak jakby miał delikatne substancje myjące, pasma są sypkie, miękkie i błyszczące. Widzę to po wyglądzie włosów przy nasadzie, gdzie nie nakładam żadnej odżywki ani maski. Jestem w szoku, że kosmetyk, który powinien być typowym „zdzierakiem” działa nawet lekko pielęgnacyjnie.
Myślę, że to zasługa pantenolu, który jest dosyć wysoko, na szóstym miejscu w składzie oraz nieco niżej Polyquaternium-10 – polimer, który tworzy na włosach powłokę ochronną.

Szampon Lemon Sage Paul MItchell

Szampon ma taką fajną, bardzo gęstą jakby żelową konsystencję. Jest przezroczysty. Ma delikatny, cytrusowy zapach. Wydaje mi się nawet, że lekko przedłuża świeżość włosów. Jestem bardzo zadowolona. :)

Podoba mi się także olejek z drzewa herbacianego w składzie który wykazuje właściwości antybakteryjne i przeciwłojotokowe oraz Disodium EDTA  - składnik, który zmiękcza twardość wody, oczyszczając tym samym włosy z osadu minerałów, które są w kranówce i przyczyniają się do matowienia i szorstkości pasm.
Tea Tree Lemon Sage ze względu na dużo silnych detergentów w składzie nie nadaje się do częstego mycia, ale stosując go raz w tygodniu nie mam na co narzekać. Paull Mitchell to marka przeznaczona do profesjonalnego użytkowania, dlatego mocne składy szamponów mnie nie dziwią. Fryzjer musi przecież dobrze zmyć resztki innych kosmetyków, żeby dany zabieg dobrze wyszedł i klientka była zadowolona. :)

Jednym minusem szamponu jest jego cena ok. 60-100 zł za 300ml opakowanie…

Niebawem pozostała recenzja kosmetyków tej marki: serum, spray, dwie odżywki i maska peelingująca. Jestem w trakcie testowania. :)

Opis producenta:

Stworzony by dzięki bogatej pianie delikatnie, ale skutecznie oczyścić i pogrubić włosy.
Pantenol pozwala pogrubić i chronić włosy. Naturalny wyciąg z cytryny i szałwii w połączeniu z olejkami z drzewa herbacianego, lawendy i mięty pieprzowej zapewniają poczucie świeżości i czystości oraz wyrazisty zapach.
• Pogrubienie - unikatowa mieszanka pogrubiających składników, chroniących włosy farbowane, zwiększa ich objętość.
• Wzmocnienie - pantenol wzmacnia uszkodzone włosy i zapobiega rozdwajaniu się końcówek.
• Energia - naturalne wyciągi z cytryny, szałwii, mięty pieprzowej i drzewa herbacianego odświeżają nie tylko włosy, włosy ale i umysł.
Dostępne pojemności: 75ml, 300ml, 1000ml